Czy warto zaplanować wszystko w podróży? I tak i nie. Tak,
jeśli chcemy mieć gwarancję, że nie będziemy musieli się martwić o bilety, transport, dach nad
głową (względnie poszycie namiotu), chcemy zmniejszyć ryzyko nieprzewidzianych zdarzeń, lub natrafić na
wydarzenia, które mają miejsce raz na jakiś czas, lub co gorsza - raz w roku. Zwłaszcza w przypadku dalekosiężnych podróży dobrze
jest zaplanować urlop, zarezerwować, co jest do zarezerwowania i zaopatrzyć się
w odpowiednią dozę funduszy.
Brzmi rozsądnie. Jednak moje wycieczki bywają spontaniczne. Do tego stopnia, że w zeszłym roku wybrałyśmy się ze znajomą na tygodniową
wycieczkę po Polsce, odwiedzając kilka miast - od Półwyspu Helskiego po Wieliczkę
i nie zaklepując sobie przy tym ani jednego miejsca na nocleg. Żeby było
śmieszniej, zrobiłyśmy to w sezonie letnim, kiedy to turystyka przeżywa swój
rozkwit.
Poznań - Gdynia - Hel - Gdańsk - Warszawa - Kraków - Wieliczka - Wrocław |
Zanim to nastąpiło, po mojej głowie przez wiele lat błąkał się
pomysł, by wyruszyć w Polskę ot tak. Zupełnie, jak śpiewa Maryla Rodowicz -
wsiąść do pociągu byle jakiego, nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet... No dobrze,
może nie aż tak. Niemniej chciałam jechać gdzie mi się rzewnie podoba, szczęśliwie
nie licząc czasu. Może dlatego właśnie
nigdzie nie dokonywałam rezerwacji. By mieć poczucie, że nic mnie w danym
miejscu nie trzyma i jeśli mi się nie spodoba, lub zacznie nudzić - mogę ruszyć
dalej.
Oczywiście istniała obawa, że nie znajdziemy kwatery, lub że trzeba
będzie spać w pociągu, ale gdyby człowiek miał się bać wszystkiego, to nie
wystawiałby nogi poza próg własnego domu. Jedyny minus takiego posunięcia, jaki dostrzegam to czas, który straciłyśmy na poszukiwanie pokoi. W
wypadku Helu zaczęło dochodzić jeszcze narastające poddenerwowanie, ponieważ domostwa,
których fasady i płoty krzyczały zewsząd napisami Wolne pokoje/Free rooms, zamykały dla nas swe podwoje. Dlaczego? Bo nie przyjmują na jeden
nocleg. Bo zawsze w nasze miejsce mógł trafić się przyjezdny, który będzie
potrzebował kwaterę na kilka dni. Bo nie było rezerwacji. Bo po każdym kliencie wymieniają pościel i by się nie
opłacało prać i tak dalej i tym podobne.
Zastanawiało mnie, czy lepiej zostawiać
puste pokoje czekając na potencjalnych, długoterminowych klientów, którzy mogą tego dnia nie nadejść i nie zarobić na tym złamanego grosza, czy zainkasować od nas za jedną dobę. Po namyśle doszłam do wniosku, że - w dwojakim znaczeniu - nie mój
interes.
Jak wybrnęłyśmy z tej sytuacji, opowiem w jednej z kolejnych notek. Będzie
także o tym, jak się pływa na statku, dlaczego nie warto nosić ozdób w
towarzystwie papugi, gdzie w stolicy ukryty jest garniec złota, jak spotkać dwóch
papieży na raz, czy pod ziemią bywa tak zimno, jakby się zdawało i wiele,
wiele innych.
Gdy pracowałem w hotelu, była taka zasada, że lepiej pokój sprzedać za mniejszą cenę i tylko na jedną noc niż ma stać pusty... to jacyś Janusze Biznesu hahahah. W każdym razie spontany najlepsze :)
OdpowiedzUsuń